Freitag, 9. September 2022
Tag 2, Bad Hersfeld-Gotha
Da wir gestern ganz ordentlich was zurückgelegt hatten, gönnten wir uns eine Stunde längeren Schlaf und starteten erst gegen 9:00.
Im Vergleich zur geplanten Strecke machten wir einen kleinen Umweg durch ein schönes Tal bei Meckbach, der uns aber etwa 3 Kilometer mehr Strecke kostete. Trotz der nahen Autobahn landschaftlich wirklich ganz schön gings weiter entlang der Fulda.



Die verließen wir kurz vor Bebra und fädelten auf einen Radweg entlang der Bahnstrecke entlang des Flüsschens Ulfe ein.
Der verlief ziemlich wellig, oder wie der Bike-Fachmann sagt: leicht profiliert. Diese Wellen waren größtenteils ziemlich steil, was ziemlich Spaß macht, wenn man nicht gerade eine Strecke von 100 Kilometern mit Gepäck fährt. Man rast mit ziemlichem Karacho steil bergab, wobei man noch einiges an Gas gibt, damit man dann die Gegensteigung fast mühelos mit dem erhaltenen Schwung wieder bis nach oben kommt. Trotz aller Bemühungen klappt das in der Regel aber nicht bis zur Vollendung, so dass man dann immer noch ordentlich in die Pedale treten muss, bis man den Gipfel der Welle wieder erklommen hat...



Bei Hönebach ließen wir die Ulfe dann links liegen und passierten mehrfach die ehemalige Grenze zwischen Ost- und Westdeutschland - zum Glück, fast, ohne es zu bemerken. Nur die anderen Ampelmännchen und die im Osten viel größeren ungeteilten landwirtschaftlichen Flächen ließen uns erkennen, in welchem Teil wir uns bewegten. Und natürlich die Ortsnamen, die ich vor allem aus Stau- und Verkehrsmeldungen kenne: (Wildeck)-Obersuhl, Gerstungen, Herleshausen...



Dort erblickten wir auch den gigantischen Salzberg und ab Sallmanshausen fädelten wir auf den Werraradweg ein. Der verläuft recht idyllisch durch die schöne Auenlandschaft und ich hielt vergeblich Ausschau nach Heringen oder Salzablagerungen am Werrarand. Trotz der immer noch sehr hohen Salzeinleitungen sieht die Werra inzwischen doch fast wie ein normaler Fluss aus. Da konnte ich mich an Schlimmeres erinnern, als ich vor mehr als zehn Jahren schon einmal an ihr vorbeipedaliert war, um über den Rennsteig zu fahren...



Wir passierten Hörschel, das als Einstieg zum Bewandern oder Befahren des Rennsteigs gilt und kamen schließlich zur späten Mittagspause gerade noch rechtzeitig vor Küchenschluss nach Eisenach, wo ich in der Ratsschänke am Marktplatz einen sehr guten Spanferkelbraten mit Thüringer Klößen und Sauerkraut zu mir nahm und zum Erstaunen der Bedienung gleich zwei Apfelschorlen auf einmal bestellte.

Danach fädelten wir auf den wirklich landschaftlich sehr schönen, aber auch leicht profilierten Hörselradweg ein, bis wir irgendwann ab dem Ort Mechterstädt auf der vielbefahrenen und engen Landstraße hätten weiterfahren müssen.



An dieser Stelle entschied Georg aufgrund einer sehr ausgeprägten Straßenallergie kombiniert mit einem extremen Mountainbikefahrdefizit mit seiner Eindrittelmehrheit, dass wir links bergan auf den Höhenzug fahren sollten. Wir gehorchten und wurden mit mehreren grandiosen Ausblicken auf den Thüringer Wald und den Inselberg belohnt. Auf der Höhe fanden wir eine merkwürdige Straße vor, die fast schnurgerade auf dem Kamm verlief und immer in Abschnitten mit Dehnungsfugen betoniert war. Dort fuhr es sich relativ zügig - bis auf die Dehungsfugen...



Schließlich hörte der Beton auf und der Weg wurde etwas unwegsamer, aber immer noch auf in etwa auf der gleichen Höhe. Die Landschaft war karg, aber sehr beeindruckend und am Ende der Strecke erhielten wir durch ein Schild die Information, dass wir uns die ganze Zeit über auf dem Kriegberg bewegt hatten, der jetzt ein Landschaftsschutzgebiet ist. Den Namen hat der Höhenzug von der jahrhundertelangen militärischen Nutzung. Das erkärte uns auch die merkwürdige betonierte Fahrstraße...



Von dieser Infotafel mussten wir dann doch noch kurz bergab auf die Bundesstraße, auf der es nicht mehr weit nach Gotha war. Aber auf diesem kleinen Stück fühlen wir uns alles andere als sicher und wurden trotz Überholverboten oft von PKWs ziemlich riskant überholt.

In Gotha fuhren wir Richtung Altstadt und warn sehr beeindruckt von den wunderschönen Gebäudeensembles dort.

Nach dem Belohnungsbier radelten/schoben wir noch am Schloss mit seinen schönen Wasserspielen vorbei zu unserem Hotel.



Am Ende haben wir natürlich wieder mehr Kilometer und Höhenmeter als angekündigt auf der Rechnung: 100 Kilometer und über 800 Höhenmeter.

Und hier ist wieder wie immer die animierte heutige Tour:
https://www.relive.cc/view/v36APEkzzGO


 

Dzień 2, Bad Hersfeld-Gotha

Ponieważ wczoraj pokonaliśmy sporo terenu, pozwoliliśmy sobie na dodatkową godzinę snu i ruszyliśmy dopiero około 9:00.
W porównaniu z zaplanowaną trasą, zrobiliśmy mały objazd przez piękną dolinę w okolicach Meckbach, co kosztowało nas około 3 kilometrów więcej dystansu. Pomimo pobliskiej autostrady, sceneria była naprawdę ładna i kontynuowaliśmy jazdę wzdłuż Fuldy.

Opuściliśmy rzekę krótko przed Bebrą i dołączyliśmy do ścieżki rowerowej wzdłuż linii kolejowej wzdłuż rzeki Ulfe.
Ścieżka była dość pofałdowana, lub jak mówią rowerowi eksperci: lekko wyprofilowana. Te pofałdowania były w większości dość strome, co jest całkiem przyjemne, gdy nie jedzie się na rowerze dystansu 100 kilometrów z bagażem. Ścigasz się stromo w dół z dość dużą ilością caracho, wciąż dodając sporo gazu, tak abyś mógł potem niemal bez wysiłku pokonać całą drogę z powrotem w górę na przeciwległym wzniesieniu z impetem, który uzyskałeś. Jednak mimo wszelkich wysiłków, zwykle nie udaje się tego dokończyć, tak że nadal trzeba mocno pedałować, aż znów wejdzie się na szczyt fali...

W Hönebach zjechaliśmy z Ulfe w lewo i kilkakrotnie mijaliśmy dawną granicę między wschodnimi i zachodnimi Niemcami - na szczęście prawie jej nie zauważając. Tylko inne światła drogowe i znacznie większe niepodzielone obszary rolne na wschodzie dawały znać, w której części się znajdujemy. I oczywiście nazwy miejscowości, które znam głównie z korków i raportów drogowych: (Wildeck)-Obersuhl, Gerstungen, Herleshausen...

Tam też zobaczyliśmy gigantyczny Salzberg, a z Sallmanshausen dołączyliśmy do ścieżki rowerowej Werra. Biegnie dość sielankowo przez piękny krajobraz zalewowy i na próżno szukałem śledzi czy złóż soli na skraju Werry. Mimo wciąż bardzo dużych zrzutów soli, Werra wygląda teraz prawie jak normalna rzeka. Gorzej pamiętałem, gdy ponad dziesięć lat temu pedałowałem obok niej, by przekroczyć Rennsteig...

Minęliśmy Hörschel, który jest uważany za punkt wyjścia do wędrówki lub jazdy na rowerze Rennsteig, i w końcu dotarliśmy do Eisenach na późną przerwę obiadową w samą porę przed zamknięciem kuchni, gdzie w Ratsschänke na rynku zjadłem bardzo dobrą pieczoną świnię z knedlikami turyńskimi i kapustą kiszoną i, ku zdumieniu kelnerki, zamówiłem dwa spritzery jabłkowe na raz.

Następnie dołączyliśmy do ścieżki rowerowej Hörsel, która jest naprawdę malownicza, ale też lekko wyprofilowana, aż w pewnym momencie musielibyśmy kontynuować jazdę ruchliwą i wąską drogą krajową z miejscowości Mechterstädt.

W tym momencie, ze względu na bardzo wyraźne uczulenie na drogę połączone ze skrajnym niedosytem jazdy na rowerze górskim, Georg zdecydował swoją jedną trzecią większości, że powinniśmy jechać w lewo pod górę na pasmo górskie. Posłuchaliśmy i zostaliśmy nagrodzeni kilkoma wspaniałymi widokami na Las Turyński i Inselberg. Na szczycie znaleźliśmy dziwną drogę, która biegła prawie martwa prosto wzdłuż grzbietu i była zawsze zabetonowana na odcinkach z dylatacjami. Stosunkowo łatwo się tam jeździło - poza dylatacjami...

W końcu beton się skończył i droga stała się nieco bardziej szorstka, ale wciąż na mniej więcej tej samej wysokości. Krajobraz był jałowy, ale bardzo efektowny, a na końcu trasy poinformowała nas tablica, że szliśmy przez cały czas wzdłuż góry Kriegsberg, która jest obecnie obszarem ochrony krajobrazu. Grzbiet otrzymał swoją nazwę od wieków użytkowania przez wojsko. To też tłumaczyło dziwną betonową drogę...

Od tej tablicy informacyjnej musieliśmy zejść w dół do głównej drogi, skąd już niedaleko do Gothy. Ale na tym małym odcinku nie czuliśmy się bezpiecznie i często byliśmy dość ryzykownie wyprzedzani przez samochody mimo zakazu wyprzedzania.

W Gocie pojechaliśmy rowerami w kierunku starego miasta i byliśmy pod wielkim wrażeniem pięknych zespołów budynków tam się znajdujących.

Po piwie nagrodowym przejechaliśmy/przepchnęliśmy się obok zamku z pięknymi fontannami do naszego hotelu.

Ostatecznie oczywiście pokonaliśmy więcej kilometrów i metrów przewyższenia niż zapowiadano: 100 kilometrów i ponad 800 metrów przewyższenia.

A tu znowu, jak zawsze, dzisiejsza animowana wycieczka:
https://www.relive.cc/view/v36APEkzzGO

Przetłumaczono za pomocą www.DeepL.com/Translator (wersja darmowa)

... comment