... newer stories
Mittwoch, 14. September 2022
Tag 7, von Görlitz nach Legnica
wolfgang volk, 23:57h
Georg teilte uns mit, dass wir für unsre Tour ab Görlitz zwei Möglichkeiten hatten: eine eher nördlich verlaufende Tour mit etwas mehr Kilometern, aber weniger Höhenmetern und eine südliche, die zwar kürzer, dafür aber steiler verlief.
Am Vorabend hatte ich den Wolkenvorhersagefilm für den kommenden Tag genau studiert und herausgefunden, dass die nördliche Variante höchstwahrscheinlich die regensichere war. Denn das Tief, das sich über Heuchelheim am Mittwoch den ganzen Tag über ausregnete, kam nach der Vorhersage erst am späten Nachmittag bei uns an und drehte sich dabei nach Süden weg.
Also hatten wir uns für die nördliche Variante enschieden.
Nach dem Passieren der Lausitzer Neiße gingen wir erstmal Geld umtauschen und beäugten die neue Umgebung.
In der Laufschrift der Wechselstube wurde auch (das bei uns verbotene) Unkraut-Ex für nur zehn Euro angeboten. Darauf verzichteten wir allerdings dankend und beschränkten uns auf den Geldumtausch.
Interessiert nahmen wir einige weitere Hinweise in deutscher Sprache am Wegesrand zur Kenntnis wie z.B: "neue Fenster in einer Woche" oder "billige Zigaretten" und anderes mehr.
Das polnischseitige Görlitz verließen wir auf der Jeleniogorska-Straße, welche die Hauptausfallstraße ist.
Dies hatte zum Ergebnis, dass Stephan zum ersten Mal während unsrer gesamten Tour seinen Fahrradhelm vom Gepäckträger auf seinen Kopf plazierte, wo er ja auch eigentlich hingehört!
Dazu muss ich der Gerechtigkeit halber sagen, dass wir Ähnliches schon von unsrer Radtour nach dem französischen Gemenos kannten: Radeln auf dem winzigen Seitenstreifen, während PKWs und Laster einen ziemlich dicht mit hohem Tempo passieren. Eine gewisse Härte in solchen Dingen ist also bei uns schon vorhanden.
Bald zweigte allerdings zum Glück eine Seitenstraße links ab, in die wir allerdings aufgrund des sehr dichten Verkehrs nur unter Aufwendung einiger Geduld abbiegen konnten.
Dort fanden wir einen wunderbaren Radweg vor, ganz wie er sein soll: glatt asfaltiert, breit, mit entsprechenden Radmarkierungen und stellten fest, dass in Polen die Radwege deutlich bessere Qualität haben als die Straßen. Denn die Straße, an welcher der Weg vorbeiführte sah wirklich grauenhaft aus: übersät mit Flicken, die wiederum geflickt waren, die wiederum geflickt waren, die..., und so weiter.
Bei uns in Deutschland ist es leider meist umgekehrt: Da werden meist die Straßen viel besser gepflegt als die Radwege.
Ich dachte noch: Was für ein Glück, dass wir nicht auf einer solchen Straße fahren müssen. Denn ich bin die ganze Zeit mit einem völlig ungefederten Fahrrad unterwegs, das weder an der Gabel noch am Sattel oder sonst irgendwo irgendeine Federung eingebaut hat!
Kurz danach kamen wir an einem Vorgarten vorbei, in welchem anstatt Gartenzwergen ein russisches MIG-Kampfflugzeug drapiert war. Woher das wohl stammt?
Fast die ganze Zeit fuhren wir auf dem ER-6, dem Europaradweg.
Der war oft ganz gut ausgebaut, allerdings gab es auch immer wieder längere Strecken, die uns über ziemlich bis sehr schlechte Straßen führten, die übersät waren mit Flicken und Schlaglöchern, was für mich, aber auch die beiden anderen ziemlich anstrengend war. Handgelenke, Schultern und Nacken können nach 15-20 Kilometern auf solchem Untergrund ziemlich schmerzen!
Einmal gab es aber einen sehr schön ausgebauten Bahnradweg. Da freuten wir uns, dass es wieder einmal gelungen war, eine solche Trasse rechtzeitig zu asfaltieren, bevor irgendjemand ein besonders schützenwertes Insekt wie beispielsweise die blauflüglige Ödlandschrecke dort entdeckt hatte.
Einige Felder mit Soja oder Buchweizen säumten unsren Weg und die Pflanze des Tages, die wir überall sahen war die japanische Goldrute. Viele Wegränder und Flächen, die nicht oder nur extensiv bewirtschaftet werden, waren fast zu Plantagen dieser Pflanze geworden, die ich als Zierpflanze aus unserem eigenen Garten kenne.
Mit der Verpflegung war es nicht ganz so einfach unterwegs. Es gab kaum größere Städte und entsprechend kaum Verpflegungsmöglichkeiten. Einmal pausierten wir deshalb an einer Tankstelle. Aber in Chojnow gab es am Nachmittag dann doch ein kleines italienisches Restaurant, das uns noch bis zum Abend genügend Kalorien auftanken ließ.
Nachdem wir von dort aus weiterfuhren, erreichte uns bald der Regen, der allerdings harmlos nur ein bisschen nieselte.
Ziemlich mühsam waren die letzten zwanzig Kilometer bis Legnica auf wirklich sehr schlechten Straßenbelägen.
Wir waren froh, als wir endlich unser Hotel erreicht hatten und ruhten uns erstmal gründlich aus.
Mittlerweile merken wir auch alle (außer Georg) die anstrengenden Tage, die wir bisher hinter uns gebracht haben.
Und hier ist die heutige Animation der Tour:
https://www.relive.cc/view/vdvmKGZ35x6
Dzień 7, z Görlitz do Legnicy
Georg powiedział nam, że mamy dwie opcje na naszą trasę z Görlitz: bardziej na północ z nieco większą ilością kilometrów, ale mniejszą różnicą wysokości, oraz na południe, która była krótsza, ale bardziej stroma.
Wieczorem poprzedniego dnia dokładnie przestudiowałem film z prognozą chmur na najbliższy dzień i dowiedziałem się, że najprawdopodobniej wariant północny będzie tym deszczowym. Stało się tak dlatego, że układ niskiego ciśnienia, który przez cały środowy dzień padał nad Heuchelheim, zgodnie z prognozą dotarł do nas dopiero późnym popołudniem i odwrócił się na południe.
Zdecydowaliśmy się więc na trasę północną.
Po przekroczeniu Nysy Łużyckiej najpierw udaliśmy się na wymianę pieniędzy i obejrzeliśmy nowe otoczenie.
Bileterka kantoru oferowała również (nasz zakazany) Weed-Ex za jedyne dziesięć euro. Z wdzięcznością jednak odmówiliśmy i ograniczyliśmy się do wymiany pieniędzy.
Zaciekawiło nas, że po drodze widzieliśmy jeszcze kilka innych szyldów w języku niemieckim, np. "nowe okna za tydzień" czy "tanie papierosy" i inne.
Z polskiej strony Görlitz wyjechaliśmy ulicą Jeleniogórską, która jest główną drogą wyjazdową.
W rezultacie, po raz pierwszy podczas całej naszej wycieczki, Stephan przeniósł swój kask rowerowy z bagażnika na głowę, gdzie faktycznie jest jego miejsce...
Gwoli sprawiedliwości muszę powiedzieć, że coś podobnego znaliśmy już z naszej wycieczki rowerowej do Gemenos we Francji: Jazda na rowerze po małym, twardym poboczu, podczas gdy samochody i ciężarówki mijają cię z dużą prędkością. Mamy więc już pewną twardość w takich sprawach.
Na szczęście wkrótce w lewo rozgałęziła się boczna droga, ale mogliśmy w nią skręcić tylko przy zachowaniu pewnej cierpliwości ze względu na bardzo duży ruch.
Tam znaleźliśmy wspaniałą ścieżkę rowerową, taką, jaka powinna być: gładko utwardzona, szeroka, z odpowiednim oznakowaniem rowerowym i uświadomiliśmy sobie, że w Polsce ścieżki rowerowe są znacznie lepszej jakości niż drogi. Bo droga, którą mijała ścieżka, wyglądała naprawdę strasznie: zaśmiecona łatami, które z kolei były łatane, które z kolei były łatane, które... i tak dalej.
W Niemczech jest niestety zwykle odwrotnie: drogi są zwykle znacznie lepiej utrzymane niż ścieżki rowerowe.
Cały czas myślałem: jakie szczęście, że nie musimy jeździć rowerem po takiej drodze. Bo cały czas jestem w trasie z rowerem, który nie ma kompletnie żadnego zawieszenia, ani na widelcu, ani na siodełku, ani nigdzie indziej...
Niedługo potem minęliśmy frontowy ogródek, w którym zamiast ogrodowych skrzatów udrapowany był rosyjski samolot myśliwski MIG. Ciekawe skąd się wzięła?
Prawie cały czas jechaliśmy po ER-6, czyli europejskiej ścieżce rowerowej.
Często była dobrze utrzymana, ale zawsze były dłuższe odcinki, które prowadziły nas przez drogi, które były całkiem złe do bardzo złych, zaśmiecone łatami i wybojami, co było dość wyczerpujące dla mnie, ale także dla pozostałej dwójki. Nadgarstki, barki i kark mogą nieźle boleć po 15-20 kilometrach na takich nawierzchniach...
Kiedyś jednak była tam bardzo ładna kolejowa ścieżka rowerowa. Cieszyliśmy się, że po raz kolejny udało nam się w porę przetrzeć taki szlak, zanim ktokolwiek odkrył owada godnego szczególnej ochrony, jakim jest pasikonik błękitek.
Kilka pól soi lub gryki wyłożyło naszą drogę, a rośliną dnia, którą widzieliśmy wszędzie była nawłoć japońska. Wiele poboczy dróg i terenów nie uprawianych lub uprawianych ekstensywnie stało się niemal plantacjami tej rośliny, którą znam jako roślinę ozdobną z własnego ogrodu.
Nie do końca tak łatwo było znaleźć jedzenie na trasie. Nie było prawie żadnych większych miast, a co za tym idzie prawie żadnych opcji żywieniowych. Dlatego raz zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Ale w Chojnowie była po południu mała włoska restauracja, która dała nam tyle kalorii, że wystarczyło do wieczora.
Po tym, jak kontynuowaliśmy stamtąd, deszcz wkrótce nas dosięgnął, ale to była nieszkodliwie tylko mała mżawka.
Ostatnie dwadzieścia kilometrów do Legnicy było dość uciążliwe na naprawdę bardzo złej nawierzchni.
Byliśmy zadowoleni, gdy w końcu dotarliśmy do naszego hotelu i dobrze wypoczęliśmy.
Do tej pory wszyscy (oprócz Georga) zauważyliśmy wyczerpujące dni, które spędziliśmy do tej pory.
A oto dzisiejsza animacja z wycieczki:
https://www.relive.cc/view/vdvmKGZ35x6
Przetłumaczono za pomocą www.DeepL.com/Translator (wersja darmowa)
Am Vorabend hatte ich den Wolkenvorhersagefilm für den kommenden Tag genau studiert und herausgefunden, dass die nördliche Variante höchstwahrscheinlich die regensichere war. Denn das Tief, das sich über Heuchelheim am Mittwoch den ganzen Tag über ausregnete, kam nach der Vorhersage erst am späten Nachmittag bei uns an und drehte sich dabei nach Süden weg.
Also hatten wir uns für die nördliche Variante enschieden.
Nach dem Passieren der Lausitzer Neiße gingen wir erstmal Geld umtauschen und beäugten die neue Umgebung.
In der Laufschrift der Wechselstube wurde auch (das bei uns verbotene) Unkraut-Ex für nur zehn Euro angeboten. Darauf verzichteten wir allerdings dankend und beschränkten uns auf den Geldumtausch.
Interessiert nahmen wir einige weitere Hinweise in deutscher Sprache am Wegesrand zur Kenntnis wie z.B: "neue Fenster in einer Woche" oder "billige Zigaretten" und anderes mehr.
Das polnischseitige Görlitz verließen wir auf der Jeleniogorska-Straße, welche die Hauptausfallstraße ist.
Dies hatte zum Ergebnis, dass Stephan zum ersten Mal während unsrer gesamten Tour seinen Fahrradhelm vom Gepäckträger auf seinen Kopf plazierte, wo er ja auch eigentlich hingehört!
Dazu muss ich der Gerechtigkeit halber sagen, dass wir Ähnliches schon von unsrer Radtour nach dem französischen Gemenos kannten: Radeln auf dem winzigen Seitenstreifen, während PKWs und Laster einen ziemlich dicht mit hohem Tempo passieren. Eine gewisse Härte in solchen Dingen ist also bei uns schon vorhanden.
Bald zweigte allerdings zum Glück eine Seitenstraße links ab, in die wir allerdings aufgrund des sehr dichten Verkehrs nur unter Aufwendung einiger Geduld abbiegen konnten.
Dort fanden wir einen wunderbaren Radweg vor, ganz wie er sein soll: glatt asfaltiert, breit, mit entsprechenden Radmarkierungen und stellten fest, dass in Polen die Radwege deutlich bessere Qualität haben als die Straßen. Denn die Straße, an welcher der Weg vorbeiführte sah wirklich grauenhaft aus: übersät mit Flicken, die wiederum geflickt waren, die wiederum geflickt waren, die..., und so weiter.
Bei uns in Deutschland ist es leider meist umgekehrt: Da werden meist die Straßen viel besser gepflegt als die Radwege.
Ich dachte noch: Was für ein Glück, dass wir nicht auf einer solchen Straße fahren müssen. Denn ich bin die ganze Zeit mit einem völlig ungefederten Fahrrad unterwegs, das weder an der Gabel noch am Sattel oder sonst irgendwo irgendeine Federung eingebaut hat!
Kurz danach kamen wir an einem Vorgarten vorbei, in welchem anstatt Gartenzwergen ein russisches MIG-Kampfflugzeug drapiert war. Woher das wohl stammt?
Fast die ganze Zeit fuhren wir auf dem ER-6, dem Europaradweg.
Der war oft ganz gut ausgebaut, allerdings gab es auch immer wieder längere Strecken, die uns über ziemlich bis sehr schlechte Straßen führten, die übersät waren mit Flicken und Schlaglöchern, was für mich, aber auch die beiden anderen ziemlich anstrengend war. Handgelenke, Schultern und Nacken können nach 15-20 Kilometern auf solchem Untergrund ziemlich schmerzen!
Einmal gab es aber einen sehr schön ausgebauten Bahnradweg. Da freuten wir uns, dass es wieder einmal gelungen war, eine solche Trasse rechtzeitig zu asfaltieren, bevor irgendjemand ein besonders schützenwertes Insekt wie beispielsweise die blauflüglige Ödlandschrecke dort entdeckt hatte.
Einige Felder mit Soja oder Buchweizen säumten unsren Weg und die Pflanze des Tages, die wir überall sahen war die japanische Goldrute. Viele Wegränder und Flächen, die nicht oder nur extensiv bewirtschaftet werden, waren fast zu Plantagen dieser Pflanze geworden, die ich als Zierpflanze aus unserem eigenen Garten kenne.
Mit der Verpflegung war es nicht ganz so einfach unterwegs. Es gab kaum größere Städte und entsprechend kaum Verpflegungsmöglichkeiten. Einmal pausierten wir deshalb an einer Tankstelle. Aber in Chojnow gab es am Nachmittag dann doch ein kleines italienisches Restaurant, das uns noch bis zum Abend genügend Kalorien auftanken ließ.
Nachdem wir von dort aus weiterfuhren, erreichte uns bald der Regen, der allerdings harmlos nur ein bisschen nieselte.
Ziemlich mühsam waren die letzten zwanzig Kilometer bis Legnica auf wirklich sehr schlechten Straßenbelägen.
Wir waren froh, als wir endlich unser Hotel erreicht hatten und ruhten uns erstmal gründlich aus.
Mittlerweile merken wir auch alle (außer Georg) die anstrengenden Tage, die wir bisher hinter uns gebracht haben.
Und hier ist die heutige Animation der Tour:
https://www.relive.cc/view/vdvmKGZ35x6
Dzień 7, z Görlitz do Legnicy
Georg powiedział nam, że mamy dwie opcje na naszą trasę z Görlitz: bardziej na północ z nieco większą ilością kilometrów, ale mniejszą różnicą wysokości, oraz na południe, która była krótsza, ale bardziej stroma.
Wieczorem poprzedniego dnia dokładnie przestudiowałem film z prognozą chmur na najbliższy dzień i dowiedziałem się, że najprawdopodobniej wariant północny będzie tym deszczowym. Stało się tak dlatego, że układ niskiego ciśnienia, który przez cały środowy dzień padał nad Heuchelheim, zgodnie z prognozą dotarł do nas dopiero późnym popołudniem i odwrócił się na południe.
Zdecydowaliśmy się więc na trasę północną.
Po przekroczeniu Nysy Łużyckiej najpierw udaliśmy się na wymianę pieniędzy i obejrzeliśmy nowe otoczenie.
Bileterka kantoru oferowała również (nasz zakazany) Weed-Ex za jedyne dziesięć euro. Z wdzięcznością jednak odmówiliśmy i ograniczyliśmy się do wymiany pieniędzy.
Zaciekawiło nas, że po drodze widzieliśmy jeszcze kilka innych szyldów w języku niemieckim, np. "nowe okna za tydzień" czy "tanie papierosy" i inne.
Z polskiej strony Görlitz wyjechaliśmy ulicą Jeleniogórską, która jest główną drogą wyjazdową.
W rezultacie, po raz pierwszy podczas całej naszej wycieczki, Stephan przeniósł swój kask rowerowy z bagażnika na głowę, gdzie faktycznie jest jego miejsce...
Gwoli sprawiedliwości muszę powiedzieć, że coś podobnego znaliśmy już z naszej wycieczki rowerowej do Gemenos we Francji: Jazda na rowerze po małym, twardym poboczu, podczas gdy samochody i ciężarówki mijają cię z dużą prędkością. Mamy więc już pewną twardość w takich sprawach.
Na szczęście wkrótce w lewo rozgałęziła się boczna droga, ale mogliśmy w nią skręcić tylko przy zachowaniu pewnej cierpliwości ze względu na bardzo duży ruch.
Tam znaleźliśmy wspaniałą ścieżkę rowerową, taką, jaka powinna być: gładko utwardzona, szeroka, z odpowiednim oznakowaniem rowerowym i uświadomiliśmy sobie, że w Polsce ścieżki rowerowe są znacznie lepszej jakości niż drogi. Bo droga, którą mijała ścieżka, wyglądała naprawdę strasznie: zaśmiecona łatami, które z kolei były łatane, które z kolei były łatane, które... i tak dalej.
W Niemczech jest niestety zwykle odwrotnie: drogi są zwykle znacznie lepiej utrzymane niż ścieżki rowerowe.
Cały czas myślałem: jakie szczęście, że nie musimy jeździć rowerem po takiej drodze. Bo cały czas jestem w trasie z rowerem, który nie ma kompletnie żadnego zawieszenia, ani na widelcu, ani na siodełku, ani nigdzie indziej...
Niedługo potem minęliśmy frontowy ogródek, w którym zamiast ogrodowych skrzatów udrapowany był rosyjski samolot myśliwski MIG. Ciekawe skąd się wzięła?
Prawie cały czas jechaliśmy po ER-6, czyli europejskiej ścieżce rowerowej.
Często była dobrze utrzymana, ale zawsze były dłuższe odcinki, które prowadziły nas przez drogi, które były całkiem złe do bardzo złych, zaśmiecone łatami i wybojami, co było dość wyczerpujące dla mnie, ale także dla pozostałej dwójki. Nadgarstki, barki i kark mogą nieźle boleć po 15-20 kilometrach na takich nawierzchniach...
Kiedyś jednak była tam bardzo ładna kolejowa ścieżka rowerowa. Cieszyliśmy się, że po raz kolejny udało nam się w porę przetrzeć taki szlak, zanim ktokolwiek odkrył owada godnego szczególnej ochrony, jakim jest pasikonik błękitek.
Kilka pól soi lub gryki wyłożyło naszą drogę, a rośliną dnia, którą widzieliśmy wszędzie była nawłoć japońska. Wiele poboczy dróg i terenów nie uprawianych lub uprawianych ekstensywnie stało się niemal plantacjami tej rośliny, którą znam jako roślinę ozdobną z własnego ogrodu.
Nie do końca tak łatwo było znaleźć jedzenie na trasie. Nie było prawie żadnych większych miast, a co za tym idzie prawie żadnych opcji żywieniowych. Dlatego raz zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Ale w Chojnowie była po południu mała włoska restauracja, która dała nam tyle kalorii, że wystarczyło do wieczora.
Po tym, jak kontynuowaliśmy stamtąd, deszcz wkrótce nas dosięgnął, ale to była nieszkodliwie tylko mała mżawka.
Ostatnie dwadzieścia kilometrów do Legnicy było dość uciążliwe na naprawdę bardzo złej nawierzchni.
Byliśmy zadowoleni, gdy w końcu dotarliśmy do naszego hotelu i dobrze wypoczęliśmy.
Do tej pory wszyscy (oprócz Georga) zauważyliśmy wyczerpujące dni, które spędziliśmy do tej pory.
A oto dzisiejsza animacja z wycieczki:
https://www.relive.cc/view/vdvmKGZ35x6
Przetłumaczono za pomocą www.DeepL.com/Translator (wersja darmowa)
... link (0 Kommentare) ... comment
... older stories